Wszędzie dobrze, ale „W domu” najlepiej?
2008-01-31 10:18:47 | OlsztynDwa fotele, dwa krzesła, pośrodku wózek inwalidzki. Wszystkie meble ustawione symetrycznie. Wszystkie, łącznie ze ścianami obite materiałem w ten sam kwiecisty deseń. Całkowite poczucie równowagi. Nawet strona muzyczna (m.in. utwór zespołu Supergirl & Romantic Boys pt. „Spokój”), ma świadczyć o pełnej harmonii. Jednak cała scenografia wraz z szatą muzyczną stanowią zaprzeczenie atmosfery panującej „W domu”.
Spektakl nie traktuje o idealnie funkcjonującej rodzinie. Porusza problem toksycznej koegzystencji domowników zmęczonych własnym życiem i relacjami z bliskimi. Zelda, niczym córka marnotrawna, wraca do rodzinnego domu, na listowną prośbę ojca. Ten, lewostronnie sparaliżowany, unieruchomiony na wózku inwalidzkim, ma dosyć wypłukanego z nowych doświadczeń i emocji, monotonnego życia. Nie godzi się z bytem pozbawionym godności, kiedy żona podciera mu dupę, kiedy papką zatyka mu gębę i pieszczotliwie przemawia, jak do niemowlaka i kiedy wie, że już nic się nie zmieni. Żona z heroicznym poświęceniem i samorealizacją cały swój czas poświęca kalece. Jest od niego w zupełności uzależniona. Jej przywiązanie do męża jest na tyle silne, że nie jest w stanie stwierdzić, czy robi to wszystko dla niego, czy też dla… siebie samej. Siostra Zeldy, Norma, jest w ciąży z byłym chłopakiem „córki marnotrawnej”, a jak zdaje się była para nie przestał pałać do siebie uczuciem.
Czynnikiem zagęszczającym „rodzinną” atmosferę jest powód, dla jakiego ojciec sprowadził do domu Zeldę. Mianowicie- prośba o uśmiercenie go. Nieważne jak, nieważne kiedy, ważne, żeby w miarę szybko i skutecznie, bez wcześniejszego informowania zainteresowanego o przewidywanym terminie „zabiegu”. Zelda, przez wiele lat oderwana od rodziny, jako jedyna nie ma wątpliwości, co należy uczynić.
Mimo silnego nawiązania do kontrowersyjnego w Polsce tematu eutanazji, sztuka, jak mówi sama reżyserka Monika Powalisz, traktuje raczej o strachu przed śmiercią. Powaga jednak momentami łamana jest satyrą, pojawiającą się w najmniej oczekiwanych momentach. Uwagę od napiętej sytuacji odciągają też radosne wizualizacje, wyświetlane na jednej ze ścian pokoju, w którym rozgrywa się akcja. Zdają się one jednak być wyobrażeniem ideału relacji rodzinnych, do którego domownicy już dawno przestali dążyć. Uśmiechy, które z rzadka goszczą na twarzach aktorów, wydają się być raczej niekontrolowanymi grymasami.
Scenografia, szata graficzna i muzyczna, czy tez nieliczne elementy satyry nie są jednak w stanie zmylić widza. Spektaklu nie można zaliczyć do sztuki łatwej i przyjemnej. Jeśli ktoś poszukuje w teatrze chwili zapomnienia i oderwania od codziennych problemów, dozna niemiłego zawodu. Zostanie bowiem zmuszony do refleksji. Być może i nad własnym życiem.
Reżyseria i muzyka: Monika Powalisz
Scenografia: Olga Mokrzycka
Kostiumy: Agnieszka Orlińska
występują: Milena Gauer, Stanisław Krauze, Joanna Fertacz, Marzena Bergmann, Grzegorz Gromek.
Natalia Ulatowska
(natalia.ulatowska@dlastudenta.pl )
Fot. Beata Zaborowska (zdjęcie ze strony internetowej Gazety Olsztyńskiej)